poniedziałek, 6 lutego 2012

Hu hu ha zima zła...

Udało mi się dziś dorwać lutowego SHAPE'a. Zupełnie zapomniałam, że to już nowy miesiąc i nowy numer mojego ulubionego (i jedynego, jaki czytam) miesięcznika. Ten naprawdę przypadł mi do gustu, wiele ciekawych artykułów. Na pewno w tym miesiącu będzie jeszcze parę wpisów poświęconych jego zawartości :)

Ponieważ pogoda za oknem bardzo zimowa to na pierwszy ogień pójdzie artykuł o czapkach i szalikach. Otóż tej zimy cały czas chodzę w nausznikach i sporadycznie w kapturze, a mimo to zauważyłam, że jest mi o niebo cieplej niż zeszłych sezonów, które przechodziłam w czapkach. Pytanie to nurtuje mnie od pojawienia się obecnych mrozów, a na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Udzielił mi jej SHAPE, a konkretnie artykuł pani Beaty Engelhardt pt. "czapka&szalik". Znacie starą mądrość ludową, która głosi, że najwięcej ciepła ucieka przez głowę? (ostatnio ciągle zdarza mi się to słyszeć od osób starszych) Zawsze mnie to zastanawiało, bo nigdy nie spotkałam się z żadnym naukowym dowodem na ten temat, a trochę nauk medycznych przez swoje półtora roku studiowania fizjoterapii miałam i nigdy nie wspomniano o tym ani słowem. W artykule tym znajdziemy, że danych naukowych popierających tę tezę po prostu nie ma i jest to typowy mit. Tak naprawdę najwięcej ciepła tracimy przez klatkę piersiową i brzuch (tutaj kłaniają się przykrótkie kurteczki), "co wie każdy, kto choć raz zanurzał się w chłodnej wodzie". Co nie zmienia faktu, że nasze uszy (ale tylko uszy) marzną łatwo, gdyż "pokrywająca je skóra jest cienka, brak im też naturalnej izolacji w postaci warstwy tłuszczu". No i mam swoją odpowiedź.
Do tego pani Engelhardt odradza modne tej zimy grube szale i opatulanie się nimi po sam nos, ponieważ skóra pod takim szalem (jak również i pod czapką) robi się wilgotna, a "mokre ciepło wychładza się 20 razy szybciej niż suche"! Do tego osiadające na szaliku drobinki wody mogą sprzyjać pierzchnięciu skóry twarzy i warg.
Jednak artykuł ten wcale nie zachęca do wychodzenia z domu bez zimowych akcesoriów, ale do zakładania ich tylko w mroźne i wietrzne dni, ponieważ wiatr potrafi znacznie obniżyć odczuwalną temperaturę, nawet o 20 stopni! Ale "noszenie ciepłej czapki i szalika, gdy tylko zrobi się ciut chłodniej, to - dosłownie - gruba przesada." wg pani Beaty. 

Dodam od siebie, że coś w tym jest i nie można popadać w skrajności, a na pewno nie polecam opatulania się szalikiem do tego stopnia, że widać tylko same oczy. W moich nausznikach jest mi naprawdę ciepło i wygodnie, a kaptur zakładam właśnie przy wietrznej pogodzie (no i może wtedy, gdy przypomni mi się, że mróz grozi również moim włosom i sprzyja ich wypadaniu ;) Polecam taki zimowy zestaw.

A czy Wy lubicie zimowe dodatki, czy może raczej będziecie odsyłać mamę do tego artykułu przy każdym 'tylko ubierz czapkę!'? Jakie są wasze zimowe zestawy? Co lubicie, a czego nie w zimowej tzw. odzieży wierzchniej? :)

niedziela, 5 lutego 2012

Haul - Essence, Kobo, Alterra, Catrice



Spędziwszy ostatnie kilka wieczorów na przeglądaniu i czytaniu recenzji różnych blogowiczek postanowiłam wybrać się na małe zakupy :) Oto moje zdobycze, o których chciałabym napisać słów kilka.

Od lewej:

1. Alterra, Maska nawilżająca do włosów suchych i zniszczonych Granat i Aloes
Do całej tej linii (szampon i odżywkę zakupię na pewno, kiedy skończy mi się mój ELSEVE) zachęcił mnie filmik znanej Wam może bloggerki FlorenceBeauty o pielęgnacji włosów wypadających. Co prawda jeszcze lepsza jest ponoć Morela i Pszenica, ale tylko z serii Granat i Aloes znalazłam maskę, a właśnie na masce mi zależało. Jak kupię całą linię i trochę poużywam to pewnie zamieszczę szczegółową recenzję :) Dodam, że bardzo podoba mi się opis stosowania produktu: "1 x w tygodniu wmasować w mokre włosy, pozostawić na czas odpowiedni do ich potrzeb i spłukać dostateczną ilością wody" xD


Ogóle wrażenie: pozytywne, ale na pewno będzie osobna recenzja po dłuższym czasie używania.

Cena: 8,99 zł w drogeriach Rossmann

2. Alterra, olejek pielęgnacyjny Granat i Awokado
Zakup zainpirowana tym samym filmikiem co wyżej i chociaż jest to olejek do ciała to podobnie jak FlorenceBeauty zamierzam go używać do włosów, chociaż pewnie różnie to będzie z moim porannym myciem głowy. Wczoraj wieczorem wmasowałam go w suche włosy i powiem, że wchłonął się na tyle ładnie, że musiałam czynność powtórzyć, zanim faktycznie zdecydowałam się iść spać. Rano po olejku nie było śladu, a założenie jest takie, by rano zmyć olejek z włosów. Jednak może w moim przypadku (aż tak suchych włosów? :( ) poranne mycie nie będzie konieczne. Dam znać. 

Dużym plusem jest zawartość bardzo zróżnicowanej ilości olejków: olejek z pestek granatu, olej rycynowy, olej z jojoby, olej z awokado, migdałów oraz olej sezamowy.

Ogólne wrażenie: wiążę z nim duże nadzieje, ale na efekty trzeba poczekać

Cena: ok. 13 zł w drogeriach Rossmann

3. Essence, forget it! 3w1 concealer
Znany większości korektor do wszystkiego. Ja kupiłam go ze względu na zieloną przegródkę. Mam bardzo, ale to bardzo czerwony nos, którego nie znoszę i z którego kolorem ustawicznie (i bez skutku) walczę. Do tego mój wykasuje anormalną w stosunku do reszty twarzy suchość (i do tego jeszcze tłustość... tak, to jest możliwe!), więc wiele kolektorów wygląda na tym tragicznie. Ten bardzo ładnie stapia się ze skórą i nie podkreśla "suchych skórek", ale mógłby być jeszcze bardziej kryjący. Ale jest to opinia dopiero po jednym użyciu.

Ogólne wrażenie: dobry, w porównaniu z innymi, które były dla mnie tragiczne. Ale poszukiwania ideału trwają. Może macie jakieś rady?

Cena: 11 zł

4. Essence, I Love Glam powder eyeliner & eyeshadow
Dużo dobrego o nim czytałam i rzeczywiście jest dość fajny do robienia rozmazanych kresek. Jednak ja zdecydowanie wolę te precyzyjne i perfekcyjne kreski, których tym z pewnością nie da się zrobić. Do tego jego pudrowa konsystencja sprawie, że bardzo osypuje się na policzkach i jestem w trakcie znalezienia rozwiązania dla tego problemu. Jednak muszę przyznać, że trzyma się naprawdę długo, choć pod koniec dnia blednie. Jeszcze nie próbowałam używać go jako cienia.


Ogólne wrażenie: warto mieć, ale na codzień raczej nie będę go używać. Plus za ciekawy efekt, który daje.

Cena: ok. 11 zł?

5. Essence, Stay with me longlasting lipgloss, 02 My Favorite Milkshake
To absolutny hit wśród kosmetyków Essence. Apliaktor jest naprawdę oryginalny, wyprofilowana gąbeczka ładnie dopasowuje się do ust. Jedna porcja kosmetyku pozwala na pomalowanie całej powierzchni ust wykorzystując do końca to, co było na aplikatorze. Do tego ten jasny róż no ciepłym odcieniu bardzo pasuje do mojej urody, więc jestem naprawdę zadowolona :) Ślicznie pachnie noo i oczywiście długo się trzyma.


Cena: 8,99 zł

Ogólne wrażenie: niezawiodłam się, absolutny musthave

6. Kobo, Fashion Eye Shadow, 205 Golden Rose
Klasyka wśród cieni Kobo i oczywiście musiałam go mieć :) Przepiękny kolor różu wymieszanego ze złotymi drobinkami. Właściwie ciężko określić ten kolor, bo tyle samo w nim różu, co złota. Pięknie prezentuje się z Stay All Day od Essence w odcieniu Glammy Goes To... Gorąco polecam ten duet. 


Cena: ja kupiłam w promocji za 14,99 zł (polecam zajrzeć do Natury), ale normalnie chyba 17,99 zł

Ogólne wrażenie: piękny kolor, jestem bardzo zadowolona :)

7. Essence, Stay All Day, long lasting eyeshadow, 01 Copy Right i 02 Glammy Goes To...
01 to miedziany brąz, a 02 to piękne brudne złoto. Zachęcam do lektury całego wpisu poświęconego tym cieniom na blogu Atqa Beauty :) Osobiście bardziej zadowolona jestem z odcienia 02, bo mam wrażenie, że jest silniej napigmentowany i wygląda bardziej wyraziście na oku. Konsystencja tych cieni trochę mi nie odpowiada, bo praktycznie nie chcą do końca zachnąć, ale mimo to nie rolują się, więc im to wybaczam. 


Cena: 11,99 zł za słoiczek

Ogólne wrażenie: na pewno będę ich używać w najbliższych dniach i zastanowie się nad innymi odcieniami, szczególnie Camp Rock

8. Kobo, Intense Pen Eyeliner w kolorze brązowym
Wielkie nadzieje wiązałam z tym eyelinerem, ponieważ w sklepie, kiedy spróbowałam go na skórze dłoni wydawał się bardzo trwały, naprawdę nie do zdarcia. Do tego wygodny aplikator we flamastrze i piękny nasycony brąz. Pomyślałam, że będzie idealny na codzień. Niestety nigdy, ale to nigdy bym nie pomyślała, że będę na niego uczulona. Ponieważ ja NIGDY nie miałam uczulenia co COKOLWIEK, naprawdę. Tymczasem przez dwa dni pod rząd po zmyciu tego linera, na mojej skórze widnieje czerwona kreska w miejscu tej zrobionej przez kosmetyk. Do tego oczy są podrażnione i łzawią. Efekt był taki nawet po zaledwie godzinie noszenia go na skórze.


Cena: ok. 15 zł

Ogólne wrażenie: Bubel. Skoro mnie uczulił to już naprawdę nie wiem, kto może bezpiecznie go używać.

9. Catrice, Lash Plus Intensive Lash Growth Serum
Czyli serum odżywiające cebulki rzęs do stosowania na noc. Producent zapewnie, że przy codziennym używaniu wraz z maskarą tej samej linii (Lash Growth Mascara) po 30 dniach osiągniemy 25% dłuższe rzęsy. Byłabym zachwycona takim efektem, ale na razie poczekam z kupnem maskary. O samym serum trudno powiedzieć mi coś więcej niż to, że bardzo szybko się wchłania. 


Cena: 19,99 zł


Ogólne wrażenia: Ciężko coś na teraz powiedzieć. Ale chyba skuszę się na dokupienie maskary.



To by było na tyle mojego przydługawego i pierwszego konkretnego wpisu na tego bloga :) Proszę o komentarze odnośnie stylu notki, jak Wam się podoba i co powinnam zmienić. Jestem totalną nowicjuszką, więc proszę o wyrozumiałość :) 
Jestem też ciekawa, czy któryś z tych kosmetyków macie i używacie. Podzielcie się wrażeniami ^^


xoxo



Yu.

sobota, 4 lutego 2012

Witam :)

Witam wszystkie bloggerki :)
Zaczynam przygodę z tym blogiem, ponieważ już od dłuższego czasu interesuje mnie temat urody i piękna, ale do tej pory traktowałam to jako normalny przejaw kobiecości. Dopiero niedawno zdrozumiałam, że to w zasadzie jedno z moich hobby, którym chciałam się podzielić.
Co będzie się dokładnie znajdować na tym blogu? Drobne recenzje kosmetyków - głównie do makijażu (i raczej ogólnodostępnych w Polsce marek), pewnie jakieś porady odnośnie zdrowego żywienia i fitnessu (zapewne ukochane przeze mnie ciekawostki z gazety SHAPE ;)), spora część będzie poświęcona włosom (pielęgnacji, koloryzacji, fryzurom), no i od czasu do czasu jakieś prywatne notki o życiu codziennym studenta, które zapewne mogą mieć wymiar lekko filozoficzny, znając moją artystyczną duszę, wybaczcie ;)
Zaznaczam od razu, że jest to jedynie moje hobby i nie mam żadnego przygotowania profesjonalnego w wyżej wymienionych dziedzinach. Jestem zwykłą studentką, która tak, jak wszystkie studentki stara się znaleźć czas na naukę, relaks, sport, makijaż, imprezy i wszystko inne :) Aktualnie studiuję na Akademii Sztuki instrument, jakim jest gitara, więc nie ma to za dużo wspólnego z tematyką tego bloga, ale przez półtora roku studiowałam również fizjoterapię, co już jest temu bliższe. Do tego nałogowo oglądam tutoriale z makijażem i fryzurami na Youtube.  Jestem też oddaną czytelniczką gazety SHAPE, którą serdecznie i absolutnie polecam ze wszystkich tych kolorowych pisemek. Swojego czasu bardzo chciałam zostać fryzjerką, a moje włosy miały już absolutnie wszystkie kolory (wliczając w to błękit), nie mówiąc o przeróżnych długościach i cięciach (nawet do 2mm długości, na jeżyka :D) i wszystko to zawsze było moim własnym pomysłem i bardzo często własnym wykonaniem :) No i nie mogłabym nie wspomnieć o mojej wielkiej pasji, jaką jest kultura, uroda i muzyka azjatycka. O te tematy z pewnością też zahaczę.
To tyle na dobry (miejmy nadzieję) początek.
xoxo

Yu.